Walc w salonie

Kartonowe pudełko leżało na górnej półce szafy w pokoju gościnnym od lat, wciśnięte za stos nieużywanych, grubych zimowych kołder. Margaret znalazła je tylko dlatego, że szukała dodatkowej poduszki elektrycznej na rwę kulszową.
Ściągnęła pudełko na dół – karton był miękki ze starości – i otworzyła klapy. W środku, owinięte w pożółkłą bibułkę, leżały jej buty.
Nie te rozsądne mokasyny z ortopedyczną podeszwą, które teraz nosiła do sklepu spożywczego. To były srebrne satynowe czółenka z paskiem w kształcie litery T, na pięciocentymetrowym obcasie. Podeszwy były zdarte od tarcia i obrotów na parkietach, a satyna była lekko postrzępiona na czubkach.
Dotknęła sprzączki. To był rok 1968. Sala Balowa Starlight. To tam ona i Henry spędzali każdy piątkowy wieczór przez pierwsze pięć lat małżeństwa. Nie byli bogaci, ale na tym parkiecie, sunąc w rytm muzyki The Righteous Brothers lub Nata Kinga Cole'a, czuli się jak para królewska.
Margaret spojrzała teraz na swoje stopy. Były spuchnięte. Jej kostki nie były już tak smukłe jak kiedyś, a kolana strzelały jak zardzewiała brama za każdym razem, gdy wstawała.

Aby zobaczyć pełną instrukcję gotowania, przejdź na następną stronę lub kliknij przycisk Otwórz (>) i nie zapomnij PODZIELIĆ SIĘ nią ze znajomymi na Facebooku.